Demony Chrześcijaństwa – Robert Miksa

Pewnego dnia, gdy czytałem książkę Francisa Schaeffera, On tam jest i nie milczy, podszedł do mnie jeden z członków Rady Zboru w Leavenworth, gdzie mieszkaliśmy przez kilka miesięcy. Zapytał czy nie boję się czytania takich książek. Przyznałem, że w ogóle nie zrozumiałem o co mu chodzi. Pierwszą książkę Francisa Schaeffera przeczytałem będąc jeszcze nastolatkiem. Była to jedna z niewielu książek przetłumaczona wtedy na język polski. Myślałem, że skoro przetłumaczono właśnie Schaeffera, to zachodni chrześcijanie pewnie już wszyscy ją czytali. Okazało się jednak, że byłem w błędzie. Jak się później dowiedziałem w wielu amerykańskich zborach panuje coś, co należałoby nazwać duchem albo wręcz demonem antyintelektualizmu. Zadane mi pytanie ostatecznie okazało się tylko testem sprawdzającym moje przekonania w tym względzie, jednak pobudziło mnie do pewnej refleksji nad chrześcijańską gorliwością. Francis Schaeffer był chrześcijańskim filozofem, teologiem, a tak- że pastorem, który po II Wojnie Światowej przyjechał do Europy, gdzie (w Szwajcarii) pozostał do końca życia. Jako jeden z niewielu ludzi, już w latach 60-tych przewidział, jaki będzie sposób myślenia i życia społeczeństwa na przełomie XX i XXI wieku. Jego książki były i są prawdziwym błogosławieństwem dla Kościoła (jednymi z najchętniej cytowanych we współczesnej literaturze ewangelicznej). Mimo to ten rodzaj chrześcijańskich pisarzy traktowany bywa z jakąś dziwną podejrzliwością. A przecież ci ludzie właśnie tak zostali przez Boga obdarowani oraz chcą Go czcić i miłować „z całego serca i całej myśli” (dosłownie umysłu, np. Mt 22,27). Niejednokrotnie są też prorokami nie mającymi zrozumienia we własnej ojczyźnie. O ile tę nieufność można przynajmniej częściowo zrozumieć, to jednak ludzie, którzy stają się antyintelektualistami napełniają mnie przerażeniem. Kiedy widzę ludzi powołujących się na Biblię w obronie swoich wydumanych poglądów i zachowujących się, jak obrończy krzyża na Krakowskim Przedmieściu, to myślę, że po pierwsze taka postawa jest cechą ogólnie ludzką, nie znającą granic wyznaniowych. Zaraz jednak z przerażeniem wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby tacy ludzie doszli do władzy. Być może dążyliby do założenia „prawowiernego” państwa, jak niektórzy muzułmanie w Iraku. Mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie – choć znamy przecież z historii takie przypadki. Jezus któregoś razu powiedział do takich ludzi: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie; ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot.” (Jana 5,39-40). Ludzie ci przecedzali komara, a połykali wielbłąda. Może właśnie takich ludzi miał na myśli Salomon mówiąc: „Gdzie nie ma rozwagi, tam nawet gorliwość nie jest dobra”. (Przyp 19,2). Niech naszą nadzieją będą słowa Jakuba: „Bóg się pysznym przeciwstawia, a pokornym łaskę daje” (Jak 4,6).